Wino i słońce...czyli morawskie cuda. Weendowy Mikulov.

Mikulov, to niewielkie miasteczko na Morawach.
Tradycje winiarskie lekko licząc mają tu co najmniej 800-900 lat, więc nie mało. Winnice - małe, większe i największe - spotkać można w tym rejonie tak często, jak u nas sady owocowe, a może nawet częściej. Winorośl stanowi tu również podstawową ozdobę zieloną i sadzi się ją na każdym skrawku ziemi.
Do Mikulova dojechaliśmy pociągiem... czterema pociągami, ale dla mnie to nie problem, bo podróż to element wypoczynku, więc bardzo przyjemna to była droga. Łatwo można było zauważyć, jak zmienia się krajobraz czeski z piwnego (tam gdzie tyczki chmielowe) na winiarski (tam gdzie zaczynają się winnice).
Nie łatwo w mieście o noclegi, choć hoteli, pensjonów, hosteli jest tu całe mnóstwo.
Jeśli wybierzecie się do Mikulova, to warto zarezerwować wcześniej nocleg.
Miasteczko - jak to w Czechach bywa - nie jest zatłoczone. Mimo, że wszystkie miejsca noclegowe zajęte, to jednak można tu śmiało cieszyć się swobodą i brakiem widocznych tłumów - to ważne, by odpocząć.
Mikulov, to cudowne, klimatyczne miasteczko, pełne słońca i przyjaznych ludzi.
Wiele domów, restauracji, hoteli ma swoje własne piwniczki z winem - niejednokrotnie własnej produkcji. Pięknie jest móc pochodzić po takiej piwniczce, oddychać tym specyficznym zapachem, delektować wyjątkowe wina.
Tuż obok Mikulova znajdują się duże winnice w rejonie Palavy. We wrześniu odbywa się hucznie świętowane winobranie i degustacja burcaka, czyli młodego wina. Jak dowiedzieliśmy się od jednego z mieszkańców, to właśnie burcak (a raczej burczak) jest najlepszym z win. No ale... nie mogę tego powiedzieć, bo akurat nie pora  jeszcze na młode wino.
Bardzo chciałabym pojechać na winobranie na Morawy... może kiedyś...
W Mikulovie nie można się nudzić. Nie można ominąć przepięknego pałacu w sercu miasta, a wieczorem najlepiej posiedzieć na Kozim Hradku, albo na Svatym Kopecku, oglądając zachody słońca i obserwując miasto w wieczornych światłach. A jeśli ktoś chce posiedzieć troszkę niżej, to oczywiście można relaksować się na terenie zamkowego ogrodu, albo na rynku.
Ale nie tylko Mikulov zwiedzaliśmy. Udało nam się dojechać "szalonym autobusem" do Lednic. Pędziliśmy mocno pokręconą, wąską droga, pnącą się w górę, przecinającą hipnotyzujące winnice.
Lednice trochę zawiodły. Mało ciekawe miasteczko, a jedyną - choć naprawdę urokliwą i cudowną - atrakcją jest lednicki zamek. Park już nie zachwyca tak bardzo. Miałam wrażenie, że należy tam poruszać się tempem pielgrzymkowym - noga, za nogą, dookoła zamkowych rybników, praktycznie bez możliwości odpoczynku, z powodu braku ławeczek. Zapisuję jednak zamek Lednice, jako czeską perełkę, którą warto było zobaczyć.
Myślę, że uda mi się jeszcze kiedyś wrócić na Morawy. Mam tam kilka miejsc na liście do zaliczenia.

Mikulov







Zamek Lednice


































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz