Świat na szynach

6 lutego 2015

I jeszcze widoczek z bielskiego dworca w oczekiwaniu na Katowice -  Zwardoń


3 lutego 2016

Zapisałam się do szkoły. Mam w związku z tym dużo radochy, bo w szkole bardzo mi się podoba, a dodatkowo jeżdżę do Bielska pociągiem dość często.
Czasem mam więcej czasu na obserwowanie życia dworcowego. Ostatnio udało mi się spotkać Pendolino na bocznym torze, papieski do Krakowa i jakiś samotny "kibelek", gdzieś w tle.
Chciałabym, żeby kiedyś Pendolino zawiozło mnie nad morze, ale na razie się nie zapowiada niestety.







Przed dworcem w Żywcu zebrali się uczestnicy korowodu Dziadów, Żywieckich Godów.




7 grudnia 2015

Wraz z nowym rozkładem jazdy obowiązującym od 13 grudnia 2015 kończy się kolejny etap historii linii Żywiec - Sucha Beskidzka. Nie ma porozumienia w związku z dofinansowaniem pociągów, zatem nie ma też opcji, aby pociągi jeździły mimo wzrastającego zainteresowania pasażerów, podróżowaniem na tej trasie.
Opinia publiczna jest zbulwersowana i wzburzona, jednak marszałek województwa małopolskiego jest nieprzejednany. Stowarzyszenie Kolej Beskidzka nie zawiesza jednak broni i ja mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócą pociągi na trasę Żywiec-Sucha Beskidzka. 
Tymczasem wczoraj - 6 grudnia o godz. 17.41 odjechał ostatni studencki pociąg do Suchej Beskidzkiej.
Niezwykłe to było wydarzenie. Pociąg wyjeżdżając z żywieckiego dworca pożegnał się z miastem długim, smutnym sygnałem dźwiękowym. Coś zacisnęło gardło, ciarki przeszły po kręgosłupie... tak bardzo cieszyliśmy się witając po kilkuletniej przerwie, pierwszy pociąg wjeżdżający na dworzec 9 stycznia 2015. Z pociągu wysiadło 6 osób, obsługa rozdawała firmowe prezenty, aby uczcić to ważne wydarzenie. Wczoraj pociągiem podróżowało ponad 100 osób. Pociąg także bym wyjątkowy - żółty, nazwany "papieskim" z charakterystycznym napisem "Totus Tuus" - na pamiątkę dla JPII. 
Na pokładzie chłopaki ze Stowarzyszenia Kolej Beskidzka, pasażerowie, którzy nie potrafią zrozumieć decyzji urzędników, prasa, radio, telewizja, no i oczywiście św. Mikołaj z anielskim pomocnikiem. Są słodycze, upominki, podziękowania. Pociąg dojeżdża do Suchej Beskidzkiej, gdzie na większość pasażerów czeka skład, który zawiezie ich dalej - do Krakowa. 
Skończył się przejazd, skończył się rozdział historii, ale już dziś być może otwiera się kolejny etap. Zobaczymy zatem, co przyniesie czas.




















8 listopada 2015

Rezygnacja z  połączeń Żywiec-Sucha, to będzie najgłupszy pomysł w historii tej linii. 

 


 7 listopada 2015

O tym jak Szurens pamiątki uratował :)

 

 2 października 2015

Regio na jesień wraca na trasę Żywiec - Sucha -Żywiec.


30 sierpnia 2015

Ostatnim wakacyjnym kursem IR Giewont  do Zakopanego pojechaliśmy z naszymi seniorami na wycieczkę do Rabki. 
To był bardzo miły, sympatyczny i bardzo spokojny, choć dość upalny dzień.
Wróciliśmy ostatnim wakacyjnym kursem IR Szyndzielnia z Zakopanego do Wrocławia przez Żywiec.

IR Giewont - Dworzec w Żywcu

Widok z pociągu na Dworcową

Z perspektywy pociągu nie ma najmniejszego znaczenia, że most wciąż jest nieotwarty.



Giewont w Rabce - do Zakopanego jedzie bez nas.



Dworzec w Rabce, a w nim czytelnia i galeria.


Dreptanie w tężni


Park zdrojowy

Rzeźby jakby w stylu czeskim.


Oscypek pilnowany przez smoka



No taki streetArt :)

Zła przeszłość. Cmentarz żołnierzy radzieckich.




IR Szyndzielnia wjeżdża. Wszyscy lubią fotografować pociągi



Chabówka, a jak Chabówka, to... pociąg w oknach i ...

.... i Skansen




Mkniemy z Szyndzielnia do Żywca


IR Szyndzielnia na dworcu Żywcu

I to już koniec opowiadania o lecie na szynach na trasie Żywiec-Sucha (i dalej).

 15 sierpnia 2015

Pusto, cicho ..........


17 lipca 2015

Mając do czynienia ze starymi książkami, czasopismami, obrazkami, czasem można trafić na coś zupełnie nieoczekiwanego. Pracując nad doprowadzeniem do porządku gazety z roku 1929 natrafiłam na taką perełkę. Bilet kolejowy ze stacji Stalinogród z roku 1954, klasa 3 :)


12 lipca 2015

Dawno nie było zapisów o torach, szynach i pociągach. Pewnie dlatego, że nic szczególnego w temacie się nie działo. Ale nadszedł dzień, kiedy można było sobie pojeździć pociągami i to takimi, które są, które jeżdżą, które sprawiają autentyczną przyjemność jazdy. 
Pojechaliśmy do Czech. Oczywiście do Cieszyna trzeba było dojechać samochodem, ale potem już było z górki. Za cel wybrałam Kroměříž. Janek zapytał, czy wybrałam to miasto, bo ma najdziwniejszą z możliwych nazwę - ale nie. Wybrałam, bo przeczytałam, że to jedno z najpiękniejszych czeskich miast i że leży w odległości, którą pokonać możemy w stosunkowo krótkim czasie, a to atut cenny - biorąc pod uwagę, że nasz wyjazd był tylko weekendowy. 
Z Cieszyna mieliśmy trzy przesiadki, ale przesiadki w czeskich pociągach nie są ani trochę uciążliwe. Szybko, sprawnie, bezboleśnie - nawet w przypadku opóźnienia, wynikającego chyba z generalnego remontu czeskiej sieci kolejowej. Remonty widać w wielu miejscach, co znaczy, że niedługo będzie jeszcze lepiej, jeszcze szybciej, jeszcze wygodniej. 
Właściwie mój zachwyt nad czeskim systemem kolejowym mógłby trwać jeszcze długo, ale tu skończę i zapraszam do oglądania fotorelacji. 




Dworzec Czeski Cieszyn w remoncie

Leo Express..... takie mam marzenie teraz.....


Dworzec Przerov


A to już dworzec Kroměříž




Stara nastawnia i parowozownia. Jest i muzeum, ale czynne jedynie okresowo - niestety, nie trafiłam w dobry cza.







Dworzec Kojetin. Dość nietypowy jak na czeskie dworce,  jakby trochę zatrzymany w czasie.

Jidelna, w której czas na bank zatrzymał się gdzie koło roku 1962. Tylko plastikowe butelki ktoś podrzucił. Mają jednak swoje miejsce na najwyższej półce - żeby nie zawadzały.
 
Dworzec Kojetin  jakby zagubiony w czasie, ale połączenia bez zarzutu.

 12 kwietnia 2015

Obiecałam Jackowi kilka winyli. Warunek jednak postawiłam taki, że przywiozę mu je koleją. Zgodził się, a nawet więcej - razem z Kasią towarzyszyli mi w drodze ze Sporysza do Jeleśni. 
Wpakowałam rower do "jelonka" i dojechaliśmy do Jeleśni, skąd wróciliśmy do domu obniżając poziom cukru nabijając mięśniami kilometry. 
Nie wiem, czy winyle się spodobały, ale dostałam cudnej urody popielniczkę PKP. Wprawdzie nie palimy, ale już mamy dla niej plan zagospodarowania.Prócz popielniczki dostałam też od Jacka kolejowego orzełka, taka pamiątka z przeszłości. 
Dziękuję Jackowi i Kasi za prezenty i bardzo miłą, choć krótką wycieczkę.








04 kwietnia 2015

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ten szynobus będzie obsługiwał trasę Żywiec-Sucha - Beskidzka - Żywiec przez cały czas trwania aktualnego rozkładu jazdy :) 


15 marca 2015

Od dziś nowy rozkład jazdy - ważny do 24 kwietnia 2015. Na Linii nr 97 zmiany niewielkie, a właściwie jedna tylko - wyjazd z Żywca w niedzielę o 17.13 (czyli wcześniej niż do tej pory). 
Tradycyjnie polecam jazdę pociągiem na tasie Żywiec-Sucha Beskidzka/Kraków/Zakopane-Żywiec.
Rozkład jazdy do zapamiętania. 



Wiosenne Regio na trasie





1 marca 2015

Marzec to już prawie wiosna. Dziś po raz pierwszy zawitał do nas szynobus, który świetnie sprawdzałby się na trasie z Żywca do Suchej-Beskidzkiej. Miejmy nadzieję, że tak właśnie będzie. Koszałek-Opałek wysłany na zwiady dworcowe zrobił taką małą sesyjkę :)
A przy okazji uchwycił jeszcze pozostały ruch na dworcu.











Koleje Śląskie do Zwardonia

22 lutego 2015

Żywiecki dworzec w remoncie. Ciekawe, czy po remoncie neon zaświeci? czy raczej zniknie? Oby zaświecił...
A na dworcu optymistyczny ruch. Połączenia  Katowice-Zwardoń-Katowice  są dość częste i na tej trasie jeżdżą już fajne pociągi. No i co najważniejsze - Regio. Dojechał z Suchej z dobrą frekwencją - to cieszy.
Informacja najważniejsza:  połączenia Żywiec-Sucha-Żywiec nie wypadły z rozkładu i pociąg będzie jeździł co najmniej do wakacji. 
A Stowarzyszenie Kolej Beskidzka walczy nadal :) 

Poranny Regio na wiadukcie






Drewniane podkłady kolejowe powoli przechodzą do historii.... a w tle Regio na bocznicy.


Ślady przeszłości

Są takie tory, których nie da się uratować. Warto jednak pamiętać, że kiedyś do Fabryki Papieru Solali prowadziły fabryczne tory, na których ruch odbywał się ze sporą częstotliwością



UWAGA POCIĄG....... pociąg widmo jedynie

 Luty 2015

 Myśli podróże... te małe, te duże



 

 Zimowo na torach



 18 stycznia 2015

Rozmawiałam dziś z przemiłym kierownikiem pociągu relacji Żywiec - Sucha-Beskidzka. Mówiliśmy o "naszej" linii nr 97. Zarówno pan kierownik jak i pan maszynista mocno trzymają kciuki za promocję linii prowadzoną przez Stowarzyszenie Kolej Beskidzka. Mam nadzieję, że kciuki i przychylność Przewozów Regionalnych pozwolą na utrzymanie połączeń również po wprowadzeniu rozkładu jazdy wiosennego, potem letniego... itd. 
Rozmawiałam także z pasażerami - wszyscy moi rozmówcy zgodni byli, że linia nr 97 powinna żyć i oddychać pełną piersią - teraz jest troszkę pod respiratorem, ale walczmy dzielnie i wspólnymi siłami o całkowite jej ozdrowienie. 
Szkoda, że nie mogliśmy jechać do samej Suchej, albo i do Krakowa.... no ale... i tak fajnie jest w pociągu. Pociąg ma swój klimat, swój urok, budzi pozytywne emocje. To nie jest tylko środek transportu. Osobiście zawsze kogoś poznam jadąc pociągiem :D nigdy nie zdarza mi się nawiązać rozmowy w innym środku transportu, a w pociągu - poznałam już pana z rozdzielni kolejowej, kilku kierowników pociągu, tyle samo maszynistów, turystów rowerowych i ich plany związane z rowerem, studentów, panią handlującą świątecznymi choinkami, kilkoro dzieci i ich rodziców :D A w czeskim pociągu nawet psa Jiżinkę.
W pociągu dobrze też czyta się książki, albo robi zdjęcia. W pociągu fajnie jest. A na linii nr 97 najfajniej.






11 stycznia 2015

No to jedziemy :) 
Sporysz - Żywiec

KLIK Poranny Sporysz-Żywiec KLIK

 

 9 stycznia 2015

Ważna data dla linii kolejowej  nr 97. Po kilku latach bez regularnych połączeń, wracają do rozkładu jazdy pociągi Żywiec - Sucha-Beskidzka - Żywiec.
 Na razie nie jest ich wiele. Na razie nie wiele osób jedzie, ale jest szansa, na utrzymanie regularnych połączeń kolejowych z Krakowem, Zakopanem.
Mozolna praca chłopaków ze Stowarzyszenia Kolej Beskidzka, dobra wola przewoźnika (Przewozy Regionalne) i jest wstęp do sukcesu. Aby był on sukcesem doskonałym, konieczne jest utrzymanie połączenia, czyli przyzwyczajenie podróżujących, do tego niezwykle wygodnego, przyjaznego i sympatycznego środka transportu. 
Tymczasem rozkład jazdy chyba najbardziej satysfakcjonujący dla studentów (można swobodnie dojechać z Krakowa do Żywca w piątek wieczorem, a potem do Krakowa w niedzielę wieczór) i turystów, ale może z czasem połączenie stanie się praktyczne dla wszystkich. 
Jeśli tylko będę miała możliwość - jadę na wycieczkę, czego i Wam życzę. 
Inauguracyjny przejazd mimo niedużej frekwencji był niezwykle miły.Były także prezenty dla podróżnych.
Szkoda tylko, że obsługa musi wracać do domu wcale nie pociągiem. 
Niestety nie dane nam było jechać tym wyjątkowym kursem, ale mimo deszczu i wichru z wielką radością przywitaliśmy Regio na dworcu w Żywcu. 






A teraz do jadę do spania :)

 6 stycznia 2015

Do Zakopanego pędzi InterRegio Giewont  - edycja świąteczna

IR Giewont - do Zakopanego



 

8 listopada 2014

Obiecałam, że opowiem o moim podróżowaniu kolejami zagranicznymi. Tymczasem udało mi się - wraz z rodzinką - przejechać kilkaset kilometrów czeskich dróg kolejowych i kawałek po słowackich szynach. 
Dziś rozpocznę cykl opowieści nie szczędząc słów zachwytu nad czeskim systemem kolejowym. 
Mogę powiedzieć, że tęsknię za Ceskimi Drahami i gdyby mi ktoś powiedział "masz tu woreczek koron - jedź" - rzuciłabym wszystko i pobiegła w stronę Czeskiego Cieszyna - tam zawsze zaczynają się nasze wyprawy. 

Część pierwsza rok 2011

Weekend w Karvinie. Wracamy w rodzinne okolice Maćka. Dawno już ślad zanikł po starej Karvinie, kurz historii pokrył dawne dzieje, ale .... jedziemy.
Nasza pierwsza podróż do Cieszyna nauczyła nas, że na polskie koleje nie ma co liczyć. Podróż pociągiem z Żywca do Cieszyna zajęła nam ponad dwie godziny. To za dużo jak nasz mocno ograniczony czas.

Dworzec kolejowy w Czeskim Cieszynie

Elefant - coś jak nasz Elf, tylko lepszy, bo dojeżdża w więcej ciekawym miejsc.

Dworzec w Karvinie - postczechosłowacka stylistyka nie razi.

Karvina, a włąściwie Frysztat. Rynek - po prawej fragment frysztackiego zamku.



Wnętrze Elefanta. Pierwsza podróż zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie.... dobra chyba wtedy zakochałam się w podróżowaniu czeskimi pociągami. 
Wycieczka do Karviny była krótka, ale od niej zaczęło się nasze czeskie zauroczenie. 

Jeszcze w tym samym roku postanowiliśmy, że urlop wakacyjny spędzimy w Czechach. 
Wybrałam opcję wczasów wędrownych. Mieliśmy tylko tydzień, to bardzo malutko, ale i tak udało nam się zobaczyć kilka fajnych miejsc. 

Do Cieszyna dostaliśmy się pociągiem Żywiec-Bielsko, z Bielska busem, który dowiózł nas do Cieszyna. 
W Czeskim Cieszynie spoglądając na mapę na dworcu wyznaczyliśmy ostateczny cel dnia. 
Ruszyliśmy zatem do celu, z przesiadką w Ostravie. Nie zachwyciła nas. Może dlatego, że przywitała nas deszczem, a droga z dworca do centrum wiodła przez jakąś mroczną dzielnicę. Pustka na ulicy, czasem jedynie czuliśmy na sobie podejrzliwe spojrzenia tubylców. 
Knajpkę na rynku, gdzie postanowiliśmy zjeść nasz pierwszy czeski obiad i wypić prawdziwe czeskie piwo, zajmowali głównie nasi rodacy.

Ostrava hlavni nadrazi.
Dworzec w Ostrawie

Ostrawa

Peron pierwszy na na nim my - czekamy na nasz pociąg.

Pendolino - prawdziwe. W Czechach jeździ bez ceregieli.



W Ostrawie wsiedliśmy do pociągu, który zawiózł nas do celu dnia pierwszego. Ołomuniec. Jedno z najpiękniejszych miast, jakie odwiedziliśmy.  Zatrzymaliśmy się w Pensjonacie u Jakuba - tuż przy rynku. Zaskoczeniem było usytuowanie paskudnego budynku jakiegoś supermarketu obok cudnej urody starówki, ale potem przestały nas takie połączenia dziwić. Czechosłowacy nie mieli oporów przed tworzeniem takich koszmarnych połączeń. Rynek znany z niezwykłej ilości fontann - 8 i każda piękna. W centralnym punkcie rynku - oczywiście - słup morowy czyli Kolumna Trójcy Przenajświętszej - jeden z z najbardziej okazałych w całych Czechach. A powiedzieć należy, że prawdopodobnie wszystkie lub prawie wszystkie miasta czeskie mają takie słupy. Nieodzowne elementy rynku - fontanna i słup morowy. W Ołomuńcu słup jest największy, a fontann kilka. Nie będę pokazywała zdjęć miasta, bo wpis o szynach. 
Muszę jednak pokazać fragment Fontanny Ariona, która mnie prawdziwie zahipnotyzowała.
 


Fontanna Ariona. Setki maleńkich morskich stworzeń, główek ludzkich, tajemniczych napisów...

.... aż słychać opowieść o mitycznym Arionie uratowanym przez delfiny.

Makietowy Ołomuniec

 Zameldowaliśmy się u Jakuba na jedną noc, bo pierwszym spacerze, zrobiliśmy dopłatę za kolejną noc. Zauroczyło nas to miasto, jego klimat zarówno dzienny, jak i nocny. No a ja miałam prawdziwy fotograficzny raj. Zresztą Całe Czechy są dla mnie rajem do fotografowania. 

Mając na uwadze, że czasu niewiele, a przed nami jeszcze kilka punktów do zobaczenia - opuściliśmy Ołomuniec, z postanowieniem, że jeszcze tam wrócimy. 
Pociąg zawiózł nas do miasta przesiadkowego -  Pardubice. 
Byliśmy tam króciutko.
Dworzec w Pardubiacach.

Ratusz pardubicki
W Pardubicach wypiliśmy piwo na rynku. Odwiedziliśmy także urokliwy czarno-biały zamek. Osobliwością zamku niewątpliwie jest biały paw, który tam rezyduje, a my trafiliśmy także na dość oryginalna instalację artystyczną - projekt polegał na opleceniu przyzamkowych drzew ... chyba wydzierganymi na drutach otulaczami... no taki artystyczny wyraz. 

Po krótkim pobycie w Pardubicach pojechaliśmy dalej. Celem dnia tym razem był:

Hradec Kralove
tak... Hradec Kralove. Przyjemne miasto z cudownymi bulwarami spacerowymi nad rzeką Labe. W Hradec Kralove znajduje się siedziba firmy FOMA BOCHEMIA - fotografom nie muszę mówić, co to, a nie fotografom powiem, że to chyba największa firma zajmująca się m.in. sprzedażą materiałów do ręcznego wywoływania filmów. 
A my w tym przyjemnym mieście zrobiliśmy spore zakupy w sklepie z serami. Sklep składał się z dwóch części: w jednej wszystkie półki zajęte były wszelkiej maści serami, w drugiej - piwem w kilkuset gatunkach. Piwa nie kupowaliśmy, bo podróżowanie pociągiem wiąże się z ograniczeniami bagażowymi. Nam to jednak w żaden sposób nie przeszkadza. A pomału stajemy się mistrzami minimalizmu w kwestiach bagażowych. 
Co rzuciło nam się w oczy w mieście, to fakt, że rynek - wyglądający na główny - służy jako parking, a drugi rynek, mniejszy - na zdjęciu poniżej - pełni rolę turystycznej starówki.

Hradec Kralove

Bulwary spacerowe nad rzeką Labe. Tu miejsce mają młodzi grajkowie, rowerzyści, spacerowicze.
 Następnego dnia ruszyliśmy do definitywnego celu naszej podróży. Chłopaki uznali, że mają dość tułaczki, więc postanowiliśmy resztę urlopu spędzić w...

Pociągiem do Jiczina

.. Jiczyn - miasto Rumcajsa, Hanki, Cypiska...i "ziela niepamiętnika", ale o tym jutro. 

Nastało jutro. Opowiadam dalej zatem.
Dojechaliśmy do Jiczyna. Zostawiłam chłopaków na ławce na rynku i obskoczyłam okoliczne hotele. Nie rezerwuję noclegów wcześniej, bo nigdy nie wiadomo, gdzie ostatecznie będziemy potrzebowali zanocować. Zakwaterowaliśmy się w Hotelu Pariz - bardzo miłe miejsce, nieopodal rynku. 
Nie mam zdjęć z jiczynskiego dworca - przeoczenie, ale to mała przytulna stacyjka z sympatyczną obsługą. Panie w okienku z ogromną cierpliwością tłumaczyła nam jak przebiegać będzie nasza droga powrotna, wydrukowała nam dokładny rozkład, gdzie się przesiadamy, o której mamy pociąg, no i przeliczyła nam odpowiednią slevę (czyli zniżkę) na bilety. 
Nie mam zdjęć dworcowych, więc pokażę kawałek Jiczyna. Miasto Rumcajsa nie bardzo się tym faktem chwali. Nie ma zbyt wielu gadżetów bajkowych. Rumcajsa widać jedynie w jego szewskiej chatce. Nie udało nam się dotrzeć także do Rzacholeckiego lasu. Pospacerowaliśmy natomiast szlakami prachowskich skał w Czeskim Raju. No po tam jest na prawdę Raj. 

Chatka Szewca Rumcajsa

Niedaleko naszego hotelu mieszkał sobie taki drak

Tęsknię za tymi miejscami

Prachowskie Skały w Czeskim Raju




Rodzinka w komplecie

Troszkę opuszczony zespół pałacowy. Widok z głównego wejścia. Co widać zaraz za żywopłotem - tory :D Cudny widok z pałacowych okien musiał być, jak jeździły tam parowozy. O ile się nie mylę, to jest to czynna linia. Zresztą w Czechach chyba nie ma nieczynnych linii, wszystkie się przydają.

Jiczyn to takie miasteczko, które liczy niespełna 20 tys mieszkańców. Możliwe, że sobie idealizuję, ale wydaje mi się, że nigdy nie dogonimy ani jego, ani innego czeskiego w dbałości o szczegóły. Takie mozaiki znajdują się nie tylko w centralny punkcie miasta. Wielka szkoda, że u nas się NIE DA.

Ostatniego dnia pobytu trafiła nam się nie lada gratka. Dzień wcześniej przyjechał fotograf z ekipą, przymierzył światła i odjechali. Następnego dnia wieczorem zjechała cała grupa naprawdę starych samochodów i motocykli. Pan fotograf komenderując z platformy ustawił wszystkich sobie w piękne półkole. Zrobił zdjęcie, pojazdy jednocześnie dały sygnał i pojechały ... w siną dal :)
... tak to w Jiczynie było. Potem wróciliśmy do domu. Do Czeskiego Cieszyna szło nam jak z płatka. Z rozpiską, którą otrzymaliśmy od przemiłej pani w okienku na dworcu w Jiczynie, łagodnie i płynnie dojechaliśmy do granicy. Potem zaczęły się "schody". 50 kilometrów, które pozostało nam do pokonania dało nam nieźle w kość. Na początek czekaliśmy godzinę na autobus do Bielska, potem nie zdążyliśmy na pociąg do Żywca - zobaczyliśmy tylko ogon ostatniego wagonu. W kasie w Bielsku pani sprzedała nam bilet na pociąg, który miał jechać za 1,5 godziny. Kiedy nie zjawił się po wyznaczonym terminie, poszłam do kasy. Pani z rozbrajającym uśmiechem powiedziała do mnie " a własnie o pani myślałam, bo wie pani, ten pociąg dziś nie jedzie". Następny jechał koło północy, więc poddałam się - wezwałam na pomoc brata z samochodem :D Taka "malutka" różnica w systemach kolejowych. 

.... 
Epizod słowacki. 
Latem 2011 wybraliśmy się na wycieczkę rowerową, w czasie której przewidzieliśmy także podróż pociągiem. Wyjechaliśmy z domu na dworzec, planując dojazd pociągiem do Zwardonia. Na dworcu okazało się, że najbliższy pociąg za jakąś godzinę. Nie zastanawiając się za długo, ruszyliśmy w drogę rowerami. Z naszym żelaznym przyjacielem spotkaliśmy się w Milówce. Dalej jechaliśmy razem. 
Dotarliśmy do Zwardonia. Przekroczyliśmy granicę i popędziliśmy do Czadcy - taki był nasz cel. Tuż za granicą Maciek przebił dętkę, był więc przymusowy postój. Ekipa techniczna szybko uporała się z awarią i pomknęliśmy. W Czadcy nie znaleźliśmy tego, czego szukaliśmy, czyli klimatu, przytulności, ładnego miejsca. Zbliżał się wieczór - ciepły wprawdzie, ale wieczór, czyli pora, w której jeździ się nie najlepiej. Postanowiliśmy, że jedziemy dalej i zatrzymamy się w jakimś przydrożnym pensjonacie, hotelu... 
Tuż po zmroku, w momencie kiedy nie znaleźliśmy żadnego pensjonatu ani hotelu, musieliśmy podjąć decyzję, czy wracamy jednak do Czadcy, czy jedziemy 24 kilometry dalej, do Żyliny. 
"A skąd wiadomo, co nas tam czeka?" - pytali mnie chłopaki, na co ja zgodnie z prawdą odpowiedziałam "Nie mam pojęcia. Kończcie kanapki i śmigamy, bo noc się robi". Zgodnie zdecydowaliśmy, że nie będziemy wracać. Ile sił w nogach pognaliśmy do Żyliny. O 22 byliśmy w mieście, które kładło się spać.
Na miejscu okazało się, że to była zdecydowanie dobra decyzja. Miasto okazało się ładne, a piwo na rynku smakowało jak najcudowniejszy napój na świecie :D 
Niedaleko rynku znaleźliśmy hotel - z gwiazdkami. Ale po wkroczeniu do pokoju uznaliśmy, że te gwiazdki to chyba tylko dla holu, ale tak czy inaczej, spało się świetnie.
Następnego dnia postanowiliśmy, że skorzystamy w powrotnej drodze ze słowackich kolei. 
Słowacja objawiła nam się zdecydowanie mniej przyjazna niż Czechy, ale warunki kolejowe podobne, czyli bardzo dobre. 
Pani w okienku mało sympatyczna i raczej nie wyrozumiała dla obcojęzycznych gości z rowerami, ale ostatecznie udało się kupić bilety dla nas i rowerów. 
.
Dworzec Milówka. Czekamy

Czekamy nie sami. Zanim przyjedzie pociąg, można spokojnie pospać.

Jedziemy powoli do Zwardonia

Rowery w wagonie klasy 1

Oglądamy świat przez okna pociągu. Gdzieś w okolicach Soli (?)

Żylina nocą

Galeria handlowa w Żylinie


Słowackie pociągi przystosowane są do bezpiecznego transportu rowerów
Z Żyliny dojechaliśmy do Skalitego. Potem już do domu ze Zwardonia na rowerach. 
To było bardzo ciekawe doświadczenie

Rok 2012
Na wakacyjny urlop znowu jedziemy do Czech. Tym razem, inspirowani Dzielnym Wojakiem, obieramy konkretny cel - Czeskie Budziejowice. Zrezygnowaliśmy z objazdówki na rzecz stabilizacji w jednym miejscu z jednym śródlądowaniem.
Do Czeskiego Cieszyna odwozi nas Adam - szkoda czasu i nerwów na szarpanie się korzystając z krajowego transportu publicznego.
Z Czeskiego Cieszyna pociąg dowozi nas do Brna. Miasto nie rzuciło nas na kolana początkowo. Wydawało się mało klimatyczne, bardziej nowoczesne, czyli nie "nasze". Znaleźliśmy miły pensjonacik i po rzuceniu balastu, ruszyliśmy na spacer. Wędrując ulicami odkrywaliśmy piękno Brna. Przykatedralny kompleks spacerowy okazał się niezwykłym miejscem, więc spędziliśmy tam dużo czasu.... aż do wykończenia akumulatora w aparacie.
Dziś Brno wygląda pewnie piękniej, niż wtedy, kiedy byliśmy, bo w tamtym czasie trwały intensywne prace remontowe, budowlane, rewitalizacyjne. Teraz musi już być po remoncie, czyli zupełnie pięknie.

Następnego dnia wyruszamy do celu. Przed nami Czeskie Budziejowice.
Jak przypuszczaliśmy, miasto piękne, intrygujące, no i tam powstaje Budweiser Budziejowicki, czyli jedno z najlepszych piw jakie piłam.
Zamieszkaliśmy w hotelu Dvorak. Bardzo miłe miejsce przy rynku, na którym spędzaliśmy bardzo dużo czasu. Ja fotografowałam wszystko co było do sfotografowania, a chłopaki toczyli niekończące się dyskusje o życiu i świecie.
Czechy to bardzo twórczy kraj. W Budziejowicach co sezon stawiane są interesujące rzeźby w różnych miejscach miasta. Latem 2012 można było oglądać chyba 6 różnych rzeźb rozmieszczonych w centrum.
Śledząc wydarzenia w mieście, widziałam, że w tym roku wcześniejsze instalacje zamienione były na inne - równie intrygujące.
Nieopodal Budziejowic znajduje się miejscowość Hluboka nad Vitavou. Wybraliśmy się tam któregoś dnia w poszukiwaniu cudów. No i znaleźliśmy. W Hlubokiej znajduje się bajkowy biały zamek dla prawdziwej królewny. Z dworca trzeba pokonać dość duży kawałek drogi koło rybników, przez baśniowy las, który pobudza wyobraźnię, a potem malowniczą drogą dla rowerów i pieszych koło pola golfowego i boiska do baseballu.
Z zamkowej wieży rozpościera się widok na Budziejowice i całą okolicę.

Drugą wycieczką, którą sobie zorganizowaliśmy był wyjazd do Czeskiego Krumlov. To najcudowniejsze miejsce wśród wszystkich przez nas odwiedzonych. Krumlov, to prawdziwe miasto z bajki, którego nie da się opisać w kilku słowach. Tam trzeba być.

Z Budziejowic to Krumlov jechaliśmy pociągiem godzinę. Po drodze mijając kolejowe przystanki wielkości małego domku na działce. Wszystkie stacje i stacyjki zadbane, gotowe obsługiwać przyjeżdżających i wyjeżdżających.

Ciekawą sprawę zaobserwowaliśmy w Czechach. Na niektórych przystankach do pociągu wsiadali ludzie, którzy wcześniej na dworcu zostawiali rowery, które miały swoje miejsce pod specjalnymi wiatami.
Niektórzy zostawiali rowery i jechali pociągiem, niektórzy wysiadali z pociągu i przesiadali się na rower.
W Polsce chyba się takiej formy przemieszczania hybrydowego nie stosuje. Nie zauważyłam przynajmniej czegoś takiego, a trochę już pojeździłam też po Polsce.






Zaglądam przez okno do knajpki dworcowej w Czeskim Cieszynie


Droga do Brna






Brno



Dworzec w Brnie


Żegnamy się z Brnem


Wyjeżdżamy z Brna
Dworzec w Budziejowicach

Budziejowicka głowa na rynku

Jedna z sześciu instalacji.


..... opowieści ciąg dalszy.

Z Budziejowic wybraliśmy się do Hlubokiej. Niedaleko, chyba dwie stacje do przejechania.

Hluboka dworzec






Widok z zamkowej wieży. Gdzieś tam Budziejowice

Druga wycieczka z Budziejowic - Czeski Krumlov.

Pora na zadumę.......... a my wyjeżdżamy do Krumlov

Stacyjka

Takie maleństwo a jednak działa

Do notatnika - żeby wiedzieć, kiedy mamy powrotny kurs do Budziejowic

Na dowód, że tam byłam

Krumlovski zamek nad Wełtawą.


Jeden dzień to za mało, żeby zwiedzić zamek w Krumlov


Zauroczyło mnie to miasteczko.


Nogi bolą, ale warto było
Po powrocie do Budziejowic wyjaśniło się nad czym dumał rano pan na ławce :D Praca wre.

Urlop w Budziejowicach minął błyskawicznie. Nadeszła pora powrotu. Z Budziejowic wyjechaliśmy kolejowym autobusem. Z powodu remontu torów, autokary dowoziły podróżnych kilka stacji dalej, a potem łagodnie przesiedliśmy się do pociągu, którym dojechaliśmy do Pragi, a stamtąd bezpośrednio do Czeskiego Cieszyna. Nie ryzykowaliśmy powrotu do domu polską komunikacją publiczną. Z Cieszyna zabrał nas niezawodny Adam :)

Przy autokarach podstawionych przy dworcu widziałam młodych ludzi, którzy jako wolontariusze pomagali podróżnym nie pogubić się w tej nietypowej sytuacji.

Praha








...............
Najlepsza strona do wyszukiwania połączeń kolejowych w Czechach
Czeskie połączenia -wyszukiwarka

.................

Rok 2013

Rok 2013 przyniósł nam zmiany. W tym roku urlopu nie było. Udało nam się jednak wyrwać na weekend do Czech. Za cel naszej wycieczki wybraliśmy Sztramberk. Małe miasteczko cudnej urody. Nad miasteczkiem góruje Truba, czyli wieża do której można dojść bądź to po schodkach, bądź też brukowaną ulicą. Na górze znajduje się miła kawiarnia, a gości obsługuje sympatyczna dziewczyna.
 Sztramberk klimatem przypomina Lanckoronę.
Miejsce niezwykle romantyczne i przytulne.
Na miejsce dojechaliśmy oczywiście pociągiem. Stacyjka jakby zatrzymała się w czasie jeśli chodzi o styl, ale funkcjonalność dworca zdecydowania na miarę nowoczesnej Europy.
Ciekawostką i atrakcją zarówno są Sztramberskie Uszi.
 Są to kruche ciasteczka o korzennym smaku, troszkę przypominające pierniki. 
Jak wieść niesie początki wyrobu tego specjału sięgają połowy XIII wieku, kiedy w czasie oblężenia zamku Kotoucz, gdzie przed tatarskim oblężeniem schronili się mieszkańcy Sztramberka, w pewną ulewną noc, obóz najeźdźców został zmyty. Mieszkańcy ruszyli z zamku  przyjrzeć się resztkom obozowiska. Tam też znaleźli worek z odciętymi uszami. Jak mówią kronikarze, uszy odcinane chrześcijanom przez Mongołów były  zabierane jako trofea.
Chcąc uczcić ofiary najeźdźców, mieszkańcy Sztramberka zaczęli wypiekać ciasteczka o charakterystycznym kształcie.
Taka to makabryczna troszkę historia dotycząca pysznych ciasteczek.
Do Sztramberka udało mi się wrócić jeszcze raz - jesienią- zabrałam tam Bojowe Biedronki, które postanowiły kategorycznie, że trzeba tam jeszcze wrócić, czy nam się uda? No zobaczymy.

 

Na stacji w Sztramberku

Sztramberk towarowy

 



Robią się Uszi

Ścieżka wycieczkowa w okolicach Sztramberka,

Droga na Trubę



Widok na miasteczko i okolicę

Kawka poranna pod wieżą

Widok na okolicę



Truba

Sztramberk

Widok na Trubę i miasteczko z punktu widokowego na ścieżce spacerowej. Kilka takich ścieżek jest w okolicy Sztramberka

Jaskinia Szipka. Neandertalskie mieszkanie z przed ponad 30 tysięcy lat.

Tak wygląda sztrambesrkie ucho

Widok w stronę Kotoucz.

Piękny kamieniołom

A to już Koprzywnice. Tuż obok Sztramberka. Tam znajduje się muzeum samochodów Tatra. Stamtąd wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu.

Rok 2014

Rok 2014 to drugi rok bez urlopu. Na szczęście udało nam się wyjechać na majowy weekend - oczywiście do Czech. Tym razem wybraliśmy uroczy Nowy Jiczyn.
 Wyjechaliśmy tradycyjnie z Czeskiego Cieszyna
 Przesiadka na dworcu Ostrava-Svinow, a potem Suchdol nad Odrou. Suchol ma specjalny - novojiczinski - peron i stamtąd szynobus jedzie tylko do Novego Jiczyna i z powrotem - 15 minut w jedną stronę, a wagonik jedzie z dużą częstotliwością.

 Na rynku nowojiczyńskim znaleźliśmy się w samo południe 1 maja. W dzień 10 rocznicy wejścia Czech do Unii Europejskiej.
Miasto przygotowywało się do rocznicowego świętowania.


W Novym Jiczynie zakwaterowaliśmy się w pięknym hotelu "Praha". A wolny czas spędzaliśmy na wędrowaniu. "Zdobyliśmy" położone nieopodal wzgórze Svinec, a także zwiedziliśmy ruiny Starego Jiczyna .... w cudownej, lekko strasznej mgle.
Normalnie, to z ruin Starego Jiczyna byłby piękny widok na okolicę, żółte pola rzepaku.... no ale... mieliśmy dość oryginalne widoki.










W wagoniku, który wiózł nas do stacji Suchdol nad Odrou bilety kupowało się i kasowało w automacie. Bardzo sprytne.

...............
No i na tym kończy się niestety nasz kolejowy wycieczkownik po Czechach ze słowackim epizodem.
Obecnie sytuacja nie pozwala na planowanie urlopu w najbliższych latach, ale jeśli tylko będzie możliwość i okazja będziemy się z pewnością urywać do Czech. Czy to pociągiem, czy na rowerach... byleby móc tam wracać.

7 listopada 2014

W dzisiejszym, lokalnym dodatku Dziennika Zachodniego ukazał się artykuł dotyczący kwestii ratowania przed niechybnym zniszczeniem naszej pięknej linii kolejowej nr 97 Żywiec - Sucha - Beskidzka.
Oby się udało, bo tak wiele opinii można przeczytać, o tym, jak piękna i przydatna to linia.

Ilustrację do artykułu stanowi moja fotka, którą wykonałam w czasie jednego ze spotkań z parowozem z Chabówki :)
Trzymajmy kciuki, aby ta walka nie okazała się daremna. 


6 listopada 2014


Retrospektywnie - maj 2014

Powrót do Chabówki

Jedzie pociąg

30 października 2014



 Zanim opowiem o pociągach zagranicznych - "Z biegiem szyn" w Żywcu


27 października 2014



Znowu udało nam się spotkać z Ol12-7, zwaną pieszczotliwie Babcią Ol-ką. Ol12-7 z roku 1912 jest najstarszym jeżdżącym parowozem w Polsce i często bierze udział w różnego rodzaju imprezach. Dziś wracał z Warszawy, gdzie był jedną z atrakcji w czasie otwarcia Wawerskiego Ośrodka Kultury.







Wcześniej....

IR Giewont w trasie.
9.15     Żywiec  - w drodze z Częstochowy do Zakopanego
19.05  Powrót
Letnie weekendy.
A ja z aparatem przy torach. Najczęściej w Żywcu, ale i w innych miejscach się zdarzyło parę razy :)


IR Giewont w drodze do Zakopanego. Na wiadukcie w Żywcu,
IR Giewont dojeżdża do przejazdu przed mostem kolejowym w Żywcu


Przejazd przy kładce do Amfiteatru żywieckiego



Most kolejowy w Żywcu

Czekamy na przejeździe gdzieś przed Huciskiem.
IR Giewont od środka - wracamy z Zakopanego. Ostatni kurs letni w sezonie 2014


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz