W stronę jazzu, czyli Baszta Jazz Festiwal - Czchów 2016



Czchów, to niewielkie małopolskie miasteczko nad jeziorem. Nad miasteczkiem góruje Baszta, która stała się znakiem rozpoznawczym niebanalnego festiwalu. Baszta Jazz Festiwal, to święto muzyki, radości i kreatywności. Jazz, to ten gatunek muzyczny, który bardzo wiele wymaga. Dlatego właśnie najcudowniejszy jazz usłyszeć można w wykonaniu muzyków dojrzałych, którzy dla niego poświęcili wiele lat poznawania, pracy, ćwiczeń, aż do momentu, kiedy stali się z tą muzyką jednym organizmem.
Festiwal w Chchowie rekomendował  doskonały muzyk, nauczyciel, autor podręczników muzycznych – Peter Malton, gość żywieckiego Suwakowania i osoba, której można bezgranicznie ufać w czasie muzycznych poszukiwań. Dlatego też bez chwili zawahania zaplanowałam wyjazd do Czchowa.
W sobotę popołudniu zapakowaliśmy naszego oldtimera i wyruszyliśmy w wielką podróż w stronę jazzu.
Nie mogliśmy wyjechać wcześniej, bo praca, bo deszcz…  bo itd., dlatego nie zdążyliśmy na przejazd festiwalowej platformy grającej. Może jeszcze kiedyś się uda. Tymczasem dotarliśmy do hotelu, rozpakowaliśmy szybko oldtimera i po dwukilometrowym spacerku dotarliśmy na rynek, gdzie otoczył nas jazz w czystej formie.
Zmrok zapadał, kiedy rozpoczynała się niebywale energetyczna część wieczoru. Parada orleańska dookoła czchowskiego runku i jak bardzo lubię małe ryneczki, tak tu żałowałam, że ten jest tak malutki. Chciałoby się, aby parada trwała i grała. Na czele pochodu posuwającego się w rytm orleańskich standardów, szli mistrzowie trąbek, puzonów, tub, banjo, klarnetów, bębnów…. i długo by jeszcze wymieniać. Kolorowy, radosny korowód przeszedł dookoła rynku, ku wielkiej radości tłumnie zgromadzonej widowni, która w dużej części stylizowana była na dixieland.
Po Paradzie koncert na scenie był kontynuowany. Wystąpili m.in. laureaci konkursów festiwalowych. Młodzież niezwykle zdolna i piękna. Na scenie gościł również Dixieland Society, czyli zespół Petera Maltona, który tworzą między innymi synowie pana Petera – Mikael i Robert. Muszę wspomnieć, że w zespole dopatrzyłam jeszcze jedną znajomą twarz Suwakowaniową – pan Tomasz Pala – pianista doskonały.
Tego wieczoru miałam także okazję wysłuchać, przeżyć, przebawić się i przeklaskać występ Jazz Band Ball Orchestra z Stanleyem Breckenridge, żeński głos jazzowy zaprezentowała Maya, a Wiktor Zydroń wykonał solo na banjo, bo dixieland jazz band jest doskonale pełny właśnie wtedy, kiedy gra banjo.
Na koniec wieczoru wystąpił wrocławski zespół Sami Swoi – klasyk gatunku niezaprzeczalnie. Dobrze po północy dotarliśmy do hotelu, choć festiwal spać nie poszedł – my niestety nie dotrzymaliśmy kroku muzykom i sen zmorzył nas bezlitosny.
Niedzielę spędziliśmy nad czchowskim jeziorem, bo tam przenieśli się wszyscy uczestnicy jazzowych spotkań. Miejsce bardzo przyjemne, choć troszkę hałaśliwe, bo miłośnicy głośnych sportów wodnych mają tam także swój czas. Na brzegu w festiwalowym namiocie rozbrzmiewała muzyka, można było się bawić. A na wodę wypływały barki jazzowe z muzykami i słuchaczami. Dla oczu, dla uszu radość to była wielka. Nie płynęłam, bo chętnych było sporo, a i czas nas już zaczynał poganiać. Pora była najwyższa, aby zapakować oldtimera i udać się w drogę powrotną.
Mam ogromną nadzieję, że uda się jeszcze wrócić do Czchowa i polecam wszystkim, którzy gustują w dobrej muzyce, zabawie i lubią spędzać czas w rozbawionym towarzystwie. 

Nasz oldtimer z old GPSem

Na rynku czchowskim



Festiwalowa platforma dla muzyków. Niestety nie zdążyliśmy na przejazd

Czchów




Baszta













































Jezioro w Czchowie



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz